Marianna Frąckowiak z domu Zawadzka urodziła się 1.02.1908 r. w Pogorzeli. Rodzice Jej byli rolnikami. Miała liczne rodzeństwo. Szkołę powszechną ukończyła w Skibniewie. Następnie wyjechała do Zamościa, aby tam kontynuować naukę w Państwowym Seminarium Nauczycielskim Żeńskim.
Pierwszą pracę jako nauczycielka rozpoczęła 1.09.1930 r. w Dwuklasowej Szkole Powszechnej w Brodaczach. Po pięciu latach pracy w tej szkole przeniosła się do pracy w Rytelach Święckich, gdzie w Jednoklasowej Publicznej Szkole Powszechnej też przepracowała pięć lat. Następną Jej placówką była szkoła w Lipkach, w której pracowała do wybuchu II wojny światowej.
Okres wojny i okupacji przeżyła w rodzinnej Pogorzeli, pracując w Jednoklasowej Szkole Powszechnej, a od 1.12.1942 r. do wyzwolenia w Siedmioklasowej Szkole Powszechnej w Skibniewie.
W czasie okupacji pełniła funkcję zastępcy Szefa Wojskowej Służby Kobiet AK. Nosiła pseudonim „Agawa”. W skład tego oddziału wchodziło dziesięć kobiet i dwie sympatyczki WSK. Były to nauczycielki(3), studentki(3), pielęgniarki i rolniczki w wieku 18-29 lat, zamieszkałe w miejscowościach blisko od siebie oddalonych. Wszystkie członkinie WSK przeszły kurs sanitarny przeprowadzony przez lekarza z Warszawy. Dla zmylenia czujności patroli niemieckich młode dziewczyny udawały, że zbierają się na próby chóru. W Skibniewie zorganizowały polową izbę chorych (szpital polowy) na 100 łóżek. Zorganizowano ją na wypadek powstania. Łóżka były przewidziane w domach poszczególnych gospodarzy. Pani Marianna miała szczególne zadanie, a mianowicie niesienie pomocy rannym partyzantom i ukrywanie „spalonych” działaczy AK. Wiosną 1944 r. otrzymała przez nieznaną osobę w nocy rozkaz, aby natychmiast udała się do siostry „Bratek” (Jadwigi Sobotko – pielęgniarki zam. w Dybowie) i powiadomiła ją, żeby udała się po rannych partyzantów. Rozkaz ten wykonała. Wiadomo nam również, że Marianna, wówczas Zawadzka, opiekowała się sama lżej rannymi partyzantami, a ciężko rannych odwiedzała w szpitalach i tam im poświęcała wiele czasu. Nauczycielki z WSK, a więc i Marianna, prowadziły dokształcanie 12 dziewcząt, sierot sprowadzonych z Warszawy, jak również nauczały potajemnie miejscową młodzież. Poza tym członkinie WSK wysyłały paczki dla jeńców polskich przebywających w obozach niemieckich oraz szyły dla partyzantówbiało-czerwone opaski z literami W. P. Na okres powstania i akcji „Burza” członkinie WSK zgromadziły dużą ilość żywności (suszony makaron, suchary, mąka itp.
W domu Marianny Zawadzkiej nocowali niejednokrotnie żołnierze AK, np. major „Socha” i jego adiutant „Kruk”, których przyprowadzał komendant KO AK Stanisław Rydel. Wiadomo czym to groziło, tym bardziej, że kilkanaście kilometrów dalej był obóz niemiecki Treblinka. Pani Marianna narażała wiele razy życie, ratując i pomagając innym.
Po wyzwoleniu przez rok pracowała w szkole w Sokołowie Podlaskim. Po zawarciu związku małżeńskiego z Franciszkiem Frąckowiakiem, też nauczycielem i działaczem Ruchu Oporu, osiadła na stałe w Skibniewie. Początkowo pełniła funkcję kierownika szkoły, a następnie przekazała ją mężowi. W Skibniewie pracowała do przejścia na emeryturę, tj. do roku 1976.
Następnie państwo Frąckowiakowie z synem Sławomirem zamieszkali w swoim domu w Zielonce koło Warszawy. 22 października 1981 r. Pani Marianna zmarła na atak serca.
W ciągu wieloletniej pracy doskonaliła swój zawód, uczestnicząc w różnych kursach wakacyjnych w Lublinie, Puławach, Augustowie, Kazimierzu i innych miejscowościach. Następnie studiowała filologię polska w Studium Nauczycielskim w Płocku.
Przez wiele lat pracowała w klasach I-III, a po ukończeniu filologii polskiej uczyła języka polskiego w klasach V-VIII. Była też instruktorem nauczania początkowego na terenie powiatu sokołowskiego. Często odwiedzała szkoły, w których pracowali młodzi nauczyciele, aby pomóc im, poradzić i służyć swoim doświadczeniem.
Łączyła pracę zawodową z pracą w środowisku. Od 1948 r. przewodniczyła w Kole Gospodyń Wiejskich. Organizowała różne kursy dla kobiet: pieczenia, gotowania, szycia. Kobiety brały udział w konkursach na najładniejszy ogródek kwiatowy czy warzywny. Wyjeżdżała z nimi na wycieczki krajoznawcze. Poza tym pełniła wiele funkcji społecznych, była w Radzie Nadzorczej Gminnej Spółdzielni i Powiatowego Związku Gminnych Spółdzielni i przez wiele lat - radną gminną i powiatową. Swój wolny czas poświęcała młodzieży W długie zimowe wieczory przygotowywała z nimi sztuki teatralne, które były wystawiane dla społeczeństwa. W czasie wakacji wspólnie z mężem Franciszkiem prowadzili kolonie letnie dla dzieci z Warszawy.
Za swoja solidna pracę otrzymała wiele odznaczeń, m.in. Złoty Krzyż Zasługi, Złota Odznaka ZNP, Zasłużony Działacz Kultury, Odznaka Zasłużonego Działacza Ruchu Spółdzielczego i inne.
Lubiła swój zawód, wykonywała go wkładając serce i duszę. Kochała dzieci, a szczególnie interesowała się tymi najbiedniejszymi czy upośledzonymi. Często była im matką chrzestną i opiekunką przez wiele lat.
Zawsze uśmiechnięta, bez względu na sytuacje rodzinne, życzliwa dla wszystkich. Dom państwa Frąckowiaków był zawsze otwarty, każdy mógł tu przyjść po poradę czy pomoc. Ponieważ we wsi nie było pielęgniarki, często wykonywała zastrzyki chorym. Pisała również podania do urzędów w różnych sprawach ludziom miejscowym. Starała się o zapomogi dla biednych, samotnych. Była litościwa i współczująca – dzieliła się z innymi, czym miała. Niezwykle gościnna, żyła zasadą „Gość w dom, Bóg w dom”.
W gronie nauczycielskim była lubiana i szanowana. Jako żona dyrektora nie wynosiła się ponad innych, przeciwnie cechowała Ją pokora. Służyła swoim doświadczeniem młodym nauczycielom, zapraszała ich do siebie na lekcje, czy organizowała lekcje koleżeńskie, prosząc o to doświadczonych nauczycieli. Jej uwagi były przyjmowane z życzliwością, gdyż wiadomo było, że nie ma tu żadnej obłudy czy złośliwości.Odznaczała się wysoką kulturą osobistą i kulturą słowa. Dbała o swój wygląd, zawsze miła i uśmiechnięta, niezwykle wrażliwa na krzywdę czy biedę innych. Byli uczniowie wspominają, że niejednokrotnie płakała na lekcji, czytając tekst mówiący o krzywdzie czy nieszczęściu innych. Wtedy tego nie rozumieli, czasem wydawało im się to dziwne, ale po latach zrozumieli i odpowiednio oceniali. Kochała swoją ojczyznę i starała się wpoić to swoim wychowankom. Była katoliczką, która nie kryła się ze swoimi poglądami religijnymi w czasach PRL. Uczęszczała na msze św. i przyjmowała Komunię Świętą. Troszczyła się o potrzeby wspólnoty Kościoła. W pamięci wielu pokoleń pozostanie jako niezwykła nauczycielka, wzorowa matka i żona, wspaniały człowiek 1 czerwca 2003 r. odbyła się uroczystość nadania Jej imienia Zespołowi Oświatowemu w Skibniewie. Swoja postawą zasłużyła na to. Jest to hołd złożony wspaniałej wychowawczyni i nauczycielce, która zrobiła wiele dobrego dla mieszkańców Skibniewa i okolicznych wsi.